Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/283

Ta strona została skorygowana.

Półkowniku, to chyba warjat zrobić może, po tylu dowodach przywiązania, które ci dałam! Miarkuj się póki czas!
Zimna krew, bezczelność i odwaga Julij zbiły zupełnie z drogi pana męża, ton jéj mowy, pewność z jaką mu czyniła wymówki, uczucie z jakiém wyrzucała obrazę swoją, odurzyły go, zachwiał się, osłupiał.
— Śmiesz mnie tak potwarzać! wołała żona.
Półkownik stał jak wryty.
— Wieszże, że kobiéta nigdy tego nie zapomina, wieszże co czynisz — taka to twoja wdzięczność za moje dla ciebie poświęcenie, za ofiarę młodości, serca, losu — precz z moich oczu! nie chcę cię widzieć więcéj! precz — precz, idę do rozwodu, my nie możemy żyć z sobą! precz, precz! tyś się odważył mieć na mnie podejrzenie.
Półkownik z napastnika stawszy się napastowanym zmięszał się niesłychanie, powoli podjął z ziemi fajkę i pod nosem wybęknął.
— A klucz, który był we drzwiach?
— Klucz! on śmie to mówić! z passją wołała żona, co to dowodzi, szalony niewdzięczniku! że któś mieszka obok, że przeszedł dla