Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/284

Ta strona została skorygowana.

słoty przez mój pokój, idąc do mnie na wieczór, toż to powód, posądzania żony, która się dla ciebie poświęciła! taka to nagroda moja!
— A kiedy lokaje mówili, że tych drzwi nigdy nie zamykają.
— Tak! i ty uwierzyłeś jednemu pijakowi, który sam nie wiedział co mówił! Toż to jest szczęście i pożycie, któreś mi obiecywał przed ślubem?
Półkownik daléj już nie wiedział co mówić, stał zdumiony, zafrasowany, spoglądając to na Adolfa, to na żonę; a widząc jednego minę surową, drugiéj twarz zapaloną gniewem i oblaną łzami, które w sam czas przyszły na zawołanie; uczuł się głęboko występnym, głupim, winnym, zawstydził się sam niesprawiedliwych podejrzeń, nieufności, rzucił na kanapę i rzeki.
— No, to ja panią przepraszam!
— I myślisz, zawołała łkając Julja, że jedném przepraszam, wszystko nagrodzisz i zatrzesz. Takiéj obrazy najprościéjszaby nie darowała kobiéta; ja nigdy jéj nie przebaczę — nigdy!
— Ależ, bąknął Półkownik, widząc, że na niego przyszła koléj przepraszać, ależ, pozory — a przywiązanie —