Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/319

Ta strona została skorygowana.

usta i oczy, zadrżała, krzyknęła, potém, rękoma twarz zakryła. Z bojaźni nie znalazła słów w ustach, myśli w głowie. Hilary stał przed nią, a cisnął rękę tak, że palce wszystkie w ciało jéj się wpiły.
— Jam niewinna! com ja winna? Po chwili walki przerywanym, drżącym, stłumionym głosem ozwała się.
— Czy ty, czy los, czy przypadek, czy przeznaczenie — nie wiem kto winien. Mnie trzeba zemsty, a na kimże się pomszczę, jeśli nie na tobie? Potrzebuję zemsty, za żonę, za dzieci, za siebie — Ona w grobie, one sieroty, ja szalony, ja nieszczęśliwy na wieki, zgubiony! Zemsty! zemsty! ona z grobu woła o nią, krwi za krew! Co noc pokazuje mi się blada, skrwawiona, zeszpecona, co noc wskazuje mi rany i woła do mnie — zemsty! Nie bój się — umrzesz od sztyletu, sztylet mam ostry. — Uśmiechnął się obłąkany — Julja omdlała.
Popatrzał na nią chwilę, potém wziął świécę ze stołu, zbliżył się do łóżka, zajrzał bliżéj, a martwą prawie widząc, sztyletem ukłuł w rękę, aby boleścią z omdlenia ocucić. Krew trysnęła! Julja powoli przyszła do zmysłów, postrzegła