Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/320

Ta strona została skorygowana.

krew, sądziła że kona zabita, i wołać zaczęła z rozpaczą.
— Ratujcie! ratujcie! umieram!
— Nie — jeszcze nie — rzekł zimno Hilary, stawiając świécę na stole. Pożyjesz jeszcze chwilę, módl się kobiéto i żałuj za grzechy, masz ich wiele! Ratunku napróżnobyś wołała, wszystkich z domu rozesłałem umyślnie, nikt nawet strzału nie posłyszy.
Julja porwała się z łóżka i padła mu do nóg oblewając je łzami. Blizkość nieuchronnego zgonu do obłąkania ją prawie przywodziła.
— Daruj! daruj! wołała głosem przerywanym łkaniem — Czego chcesz? jam niewinna — puść mnie!!
Hilary nic nie odpowiedział, nie spójrzał nawet na nią, chodził po pokoju z założonemi rękoma i milczał. Julja w rozpaczy, nieprzytomna, obłąkana, tarzała się po ziemi, łkając okropnie, gryząc ręce, targając włosy. Potém myśl jéj przyszła, rzuciła się piorunem ku drzwiom, a w oczach jéj błysnęła nadzieja ocalenia. Ale drzwi były zaryglowane mocno, mąż poskoczył i wstrzymał ją z uśmiechem szalonego.
— Więc chciałabyś wyrwać się ztąd? zawo-