Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/329

Ta strona została skorygowana.

łowy, nastawił ucha, a po chwili machnąwszy ręką, zawołał stłumionym głosem:
— Ani słychać! Śpią pewnie!
— No, to ja pójdę z Ignacym, przekąszę co tym czasem, rzekł stary, a jeśliby pan przebudziwszy się potrzebował mnie, to ty Pawełku przybież po mnie do kuchni. Słyszysz?
— Dobrze, dobrze, odchodząc od drzwi odpowiedział chłopiec i siadł zaraz koło Panny Karoliny na ławce, przysuwając się blizko, uśmiechając do niéj, łaskocząc, szczypiąc, słowem po swojemu się umizgając. U panów bowiem miłość się wyraża sciśnieniem ręki, u sług łaskotaniem, u chłopów szturchańcami; najwyrazistsza podobno ostatnia, ale pewnie nie najprzyjemniéjsze jéj objawienie —
— U was tam długo tańcowali? spytał Karoliny —
— O! długo, odpowiedziała wdzięcząc się i sznurując dość szerokie choć różowe usta. My także na folwarku tańcowaliśmy długo, mieliśmy muzykę. Ten łotr Maciek, okrutnie mi wczoraj w tańcu na figla nogę podstawił, com padła jak długa, i tak się rozbiłam, że mi dotąd szumi w głowie.