Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/331

Ta strona została skorygowana.

czywają po trudach, dodał z uśmiechem — Nie budźmy, poczekajmy, będą się wstydzić!
— A fe! ja nie będę czekał, rzekł Sędzia uciérając nos z całéj siły. Ty, chłopcze, idź i pootwieraj państwu okiennice. Jak im dzień w oczy zajrzy, to się przeckną. Czy nie naśpią się jeszcze razem. My czekamy, dwónasta, wódki jeszcze nie piliśmy — A co? No — idź mi pootwieraj okiennice.
— Pan się czasem będzie swarzyć —
— Cóż to kpie, kiedy mówię, to rób, słyszysz! On mi reflexje podaje! Możem ja też i od twego pana starszy. No — słyszysz gapiu, chcesz żebym sam poszedł czy co? Mazgaj jeden! Ty drugi, co tam stoisz, pójdź z koczyka wyjm z siedzenia butelki, każ tu przynieść tyrbuszona i kieliszków — A macie vivatowe kieliszki?
Jest panie, w kredensie.
— No, żwawo, powitamy ich vivatem pode drzwiami, zawołał Sędzia. Stój, stój, nie idź odmykać okiennic — Czekaj, słuchaj! Jak my tu krzykniemy pode drzwiami — Vivat! i kieliszki odrzwi potłuczem, wy po jednemu mazgaje stanąwszy koło okiennic, razem wszystkie otworzycie. Słyszysz! rozumiesz!