Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/391

Ta strona została skorygowana.

przyczyny, pokazałem się jakoś przypadkiem w Lublinie, przypomniało się dawne i — Ale ty się śmiejesz? Słowo honoru, że ona mnie kocha. No, to ci nawet powiem pod sekretem, że mi to sama wyznała. A teraz cóż? Ot widzisz.
— Być że to może!
— Ale najpewniéj! Przytém, zważając na kieszeniowe interessa, dobra partja, dalipan dobra, po obudwóch mężach oberwała, po pierwszym sumkę, po drugim dożywocie; i tém panie nie gardzić, w teraźniejszych czasach.
— Nu, co to to prawda, ale to rozwódka, wdowa, a Rózia szczéra panna!
— I cóż że panna! A! co mi tam z tego panieństwa, jak odstąpim od ołtarza, to i po téj całéj kwalifikacij, a nazajutrz; jakby nigdy panną nie była — skończyło się. Już nawet mi nie perswaduj, bom się zdecydował.
— Więc rób jak chcesz.
— Już się ożenię, gdyby nie dla siebie, to dla samego domu. Bez żony, to w domu nigdy niéma najmniejszego porządku. Oto wystaw sobie naprzykład ten urwis Wańka, dziś tłukąc cukier, nachował go, ze dwie przygarście pod poduszkę, dla swoich kochanek. Ni-