Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/397

Ta strona została skorygowana.

— Mnie nie wypada rozbiérać się tak u żony.
— To może do niéj dziś nie pójdziesz, przez uszanowanie.
— Zawsze żarty! Wysłuchajcież do końca. Ja bez lokaja rozebrać się nie mogę, a do sypialni nie wypada go wprowadzać, pozwólcie żebym się u was rozebrał. Wezmę szlafrok i pójdę do żony — No, chodźmy, żwawo.
— Chodź, chodź! zakrzyknęli podochoceni, i wprowadzili go do pokoju, w którym pokotem posłano dla mężczyzn.
Tu, nim się rozebrał Pan młody, nasłuchał się starych wywietrzałych i głupich konceptów, zwykle w takim razie używanych, które mu każdy po dziesięć przynajmniéj razy powtórzył. Wdział nareście axamitny szlafrok, uperfumował się, życzył wszystkim dobréj nocy i posunął się ku drzwiom. Ale w téj chwili, jeden urwis, zerwał się z blizkiéj pościeli, drzwi na klucz zamknął i zawołał pękając od śmiechu, wróciwszy z kluczem na posłanie.
— Niech mnie licho porwie, jeśli cię puszczę — musisz zostać z nami.
— O! figle! no! no! daj no klucza, rzekł śmiejąc się Alexy, daj no, serce, klucza! daj!