Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/402

Ta strona została skorygowana.

urwisy zamknęli mnie na klucz — A! otwórz, otwórz, moja duszo!
— Nie mogę żadnym sposobem wstać z łóżka — Dobranoc ci.
— A gdzie ja będę nocował?
— Gdzie chcesz? gdzie wczoraj.
— Tamten pokój już zajęty, wszędzie się pozamykali i śpią.
— A na cóż bawiłeś się tak długo?
— Czyżem ja temu winien?
— Dobranoc.
— Ależ — gdzie ja się położę.
— Gdzie zechcesz.
— Zmiłuj się, mówię ci że wszędzie pozamykano; chyba gdzie w sieni, na ławie, nie wartoż wstać aby mnie z tego kłopotu uwolnić?
— Boso nie podobna mi wstawać, Karolina trzewiki zabrała, jestem rozgrzana, mogłabym chorować.
— Zmiłuj się otwórz, bo ty może, a ja pewnie będę chorował.
— Dobranoc ci, odpowiedziała czuła żona ze środka.
— Zmiłuj się, gdzież ja będę spał?
— Gdzie ci się podoba.