Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/403

Ta strona została skorygowana.

— Chyba na ławie.
— Jak zechcesz.
— A! prawdziwie, tegom się od żony nie spodziewał, zawołał Alexy, w dzień ślubu! Co za fanatyzm, nie wstać z łóżka boso!
— Jam się nie spodziewała, żebyś w dzień ślubu, tak długo kazał mi czekać na siebie.
— To nie moja wina.
— Nie moja wina, że trzewiki Karolina pozabierała.
— Ale gdzież będę spal? chyba jak pies w sieni, pod drzwiami. To być nie może, proszę otworzyć, bo się zdecyduję, wybić okno i wleść oknem.
— A! nie rób że tego, nie rób tego! szybko zawołano ze środka — Otwierając okno w nocy, nabawisz mnie choroby — Śpij, gdzie chcesz, znajdziesz przecie miejsce.
— A! bodajże ich! Gdzież się ja podzieję — nie podobna tu w kurytarzu — nie podobna.
— Dobranoc, dobranoc, idź i nie wybijaj mnie ze snu, zawołała Julja ze środka.
— Ale ja —
— Rób sobie co chcesz, a mnie spać nie