Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/404

Ta strona została skorygowana.

przeszkadzaj, bo cierpię ból głowy, zębów, fluxją — daj mi pokój.
— I nie otworzysz? A! a! No, to dobranoc — Słyszysz duszeczko, nie otworzysz? — Dobranoc — Słyszysz? daję ci dobranoc! Już tylko Dobranoc ci daję — Do zobaczyska.
— Idźże sobie, idź, nie bębnij mi nad głową — Dobranoc, nie krzycz już, bo mnie głowa boli.
— Dobranoc duszko — dobranoc.
I tak został P. Alexy w pantoflach, w szlafroku, sam jeden na ciemnym kurydarzu, pod drzwiami sypialni swojéj, jak ten właśnie, który przy worku złota, umiéra z głodu w pustyni.
Wszyscy w domu spali, uroczysta cichość panowała do koła, kiedy niekiedy tylko przeciągłe chrapanie, od drzwi pokojów gościnnych dochodziło.
Co tu było począć — Alexy zaczął się namyślać, ale nie potrafił tak prędko stanowczo zdecydować. Chodził wielkim krokiem po korydarzu, podnosząc szlafrok, aby na poły kosztownego axamitu nie następować i w pyle go nie wlec za sobą, trząsł się z zimna, truchlał ze strachu, smutny był jak wracający z pogrzebu.