Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/407

Ta strona została skorygowana.

płakać nawet. Pół godziny strawił na przechadzce. Wreście przypomniał sobie, o skrzyni wielkiéj, w któréj składano gościnną pościel, i gdzie służący jego sypiał często w lecie, a nie narzekał na niewygodę. Poszedł więc ku niéj omackiem i z kilką guzami, smutny na sercu, płaczący, zafrasowany, dostał się do środka. Sienniki i pościele zniknęły — została tylko garsteczka siana, na któréj rad nie rad złożył znużone ciało i sen skleił mu wkrótce powieki.
Nazajutrz jeszcze cokolwiek było kłopotu, bo rano obudziwszy się, gdy chciał podjąć wieko, znalazł je przywalone. Chciał podnieść, nie zdążał, ogromny ciężar był na wierzchu, któremu podołać nie potrafił. Zaczął krzyczéć, wołać o pomoc, ledwie ludzie uwierzyli, iżby pan młody mógł tę noc, w takiém miejscu przepędzić, zdjęli drwa narzucone i uwolnili go.
Smutny pobiegł z wymówkami do żony, przyjęła go ze śmiechem, siedząc u gotowalni Julja.
— Nacóżeśsię tak spóźnił? odpowiedziała.
Zbity z tropu, zamilkł Alexy, a przeprosił jeszcze; nie śmiał czynić wymówek, był to dopiero drugi dzień po weselu — Wkrótce nawet