Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/45

Ta strona została skorygowana.

— Umarła nasza pani!
— Umarła, umarła, rzekł konsyljarz z pogardą, ale umarła wykurowana zupełnie i zdrowa! To mówiąc oddalił się szybko. Właśnie wołano go do starca, który w okropnéj leżał gorączce.
Matylda siedziała u łoża jego — od czasu ruszenia wozu z dziedzińca utracił był przytomność, rzucał się, krzyczał, wołał, śmiał się, płakał; było to prawdziwe pomieszanie wszystkich uczuć i myśli, wśród których wybitniéj od innych odzywały się wrażenia, jakie świéżo sprawiła na nim choroba i śmierć żony — te przypominały mu się co chwila.
— Słuchajno ty, wołał do lekarza powstając, ja ci zapłacę, ja ci co zechcesz zapłacę, ty lecz moją żonę, ona jest mocno chora. Ja ci zapłacę po królewsku, obsypię złotem. Cicho! cicho! Śpi teraz, jak się obudzi niechaj znać dadzą, pójdziem do niéj. Ja jéj na chwilę nie opuszczę, ja jéj tyle winienem! Ona dla mnie męża i dzieci opuściła. — Gdzie jest Adolf?
— Zaraz przyjdzie, odpowiedziała Matylda. Adolf poszedł był z pogrzebem.
— On jest tu? spytał stary.
— Jest!