Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/49

Ta strona została skorygowana.

jęk wyrywał się z jego piersi, potém łzy płynęły mu z oczu. — Cichość głęboka otaczała ich.
Nagle pod oknem, jakby na przekorę, dał się słyszeć głos piskliwy fujarki, wygrywający jakąś niezgrabną pieśń pastuszą. Tak dziwne smutnego milczenia przerwanie, jak piorunem uderzyło Matyldę; wybiegła do drugiego pokoju, aby wytłumaczyć konieczność spokojności największéj w téj chwili. Zaledwie się wymknęła, spotkał ją ten sam sługa, z miną, która okazywała, że się ciężko biedził, i nie wiedział co począć.
— Ale cóż ja poradzę pani, rzekł, kiedy ten kuglarz —
— Zmiłuj się człowiecze, odpowiedziała wybiegając szybko Matylda, maszże ty kroplę rozsądku! Pani tylko co umarła, ledwie ją z domu wyniesiono, pan chory, wszyscy we łzach, a ty godzinę prawisz mi o kuglarzu.
— A cóż ja poradzę?
Matylda nie słuchając go, już była na ganku, i spoglądała niespokojném okiem, szukając zkąd się odzywała ciągle pieśń tak wesoła, w dniu tak smutnym. Jedno spójrzenie odkryło jéj niepojętą wprzód tajemnicę. Mały Jaś z ró-