Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz obył się z nią powoli. Chodził zwykle po sprawunki, przynosił paniom kwiaty, dostawiał książki, zbierał miejscowe plotki. Adrjana rozrywał polityką, której on cierpieć nie mógł.
Ze wszystkich teraz otaczających chorego, nieznacznie jakoś miss Rosa największą tu zyskała przewagę i poszanowanie. Lenia kochała ją i radziła się we wszystkiem, matka była w admiracyi dla niej, i zwierzała się z każdej swej myśli, Adrjan jednej jej był posłuszny bez wymówek, hrabia potajemnie się w niej kochał, a profesor bił czołem.
Gdyby jej tu teraz zabrakło, zostawiłaby próżnię po sobie, którejby nic zapełnić nie mogło. Dlatego pani Klara z trwogą modliła się wciąż, aby, uchowaj Boże, Angielka nie chciała wyruszyć do Sycylji, o której kilka razy mowa była.
W istocie bardzo nierada temu poświęceniu się dla chorego bez nadziei, temu oddaniu się na usługi obcych ludzi, pani Trellawney buntowała ją co wieczór, chcąc ztąd wyciągnąć. Gniewało ją to, że do willi albo miss Rosie towarzyszyć nie mogła, lub w drugim pokoju musiała się ograniczać rozmową ze starym profesorem. Angielka powolna dla swej towarzyszki, dawała jej gderać, mówić, wyrzucać sobie nieroztropne postępowanie, lub szła dalej własną drogą po myśli własnej.
Tak się jakoś złożyło to życie u łoża chorego, iż harmonijny dźwięk jej działał na niego uspakajająco i błogo. Nie mogło go to uleczyć, niestety! lecz rozwijanie się choroby zdawało się być powstrzymane. Nie dawano mu myśleć gorączkowo o poemacie — i męczyć się jego dokończeniem.
Z rana tylko, codzień prawie, gdy przychodził profesor, Adrjan zagadywał o nim. Wracał mu niepokój i chętka do pracy. Przerzucał papiery, czytał, i z westchnieniem tekę zamykał, odkładając robotę na później. Wieczorem gdy się wszyscy rozeszli, a czasem tylka została matka i Lenia, siedział jeszcze z niemi i ukołysany szedł do snu z jasnemi myślami.