Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Nikt mu nie śmiał odpowiedzieć, mężczyzni tylko patrzali na niego, oczyma wskazując matkę, ale nie miał nad nią litości. Miss Rosa odezwała się, stosując się do jego chłodnej mowy.
— Jesteś pan zepsutem dziecięciem, które najokrutniejszemi posługuje się sofizmatami, byle się przy swojem utrzymać. Gdyby rozum przyznał mu zwycięztwo, serce będzie protestowało. Geniusz jest potężnym władcą, ma prawa wielkie, ale i geniuszowi serca potrzeba.
Wymówka ta, prawie groźna, dotknęła mocno Adrjana; żywo rękę wyciągnął ku Angielce.
— Przebacz mi pani — rzekł ciszej — pani masz słuszność, jam winien... Ale dziś to wszystko zapomnieć potrzeba, mnie i wam — dziś pono skończona walka, zamknięta arena...
Masz pani słuszność — dodał spokojnie — jestem dzieckiem zepsutem miłością matki, pobłażaniem tych, co mnie otaczali. Psuliście mnie wszyscy — aż do pani!
Uśmiechnął się grzecznie i chłodno, skłaniając przed nią głowę, zwrócił się zaraz do stojącej przy stole Leni, i obie ręce ku niej wyciągnął.
— A tyż, moja dobra siostrzyczko, nie psułaś mnie także? O! i ty winna jesteś. Ale się nie lękaj, ja równie winnym czuję się względem ciebie, mamy, i pani — dodał patrząc na miss Rosę. — A więc zgoda i spokój... wszystko skończone! wszystko! wszystko!
Mówił to tak jakoś smutnie a proroczo, że łzy w oczach stanęły słuchającym; aż hrabia Marjan, który się pogniewał na siebie, że go ta mowa poruszyła — odezwał się żywo:
— Adrjanie kochany — nie dręczże nas, proszę.
Wymówka ta zdała się działać na niego, podniósł się blady, i wyciągnął rękę do albumu miss Rosy.
— Cóżeś pani nowego znalazła jeszcze w Sorrencie? spytał nagle. — Mnie się zdaje, że już motywa wszystkie są wyczerpane! Liczmy! Stare drzewa i skały na