Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy czuli niezmierną tę zmianę, jaka w nim zaszła, a nikogo ona nie pocieszyła. Było w tym spokoju coś rozpaczliwego.
Angielka pozostała do mroku, dłużej nieco niż zwykle, i wyczerpawszy wszystkie środki rozerwania chorego, wstała nareszcie, podając mu rękę, którą on też podniosłszy się ścisnął serdecznie, zatrzymując chwilę.
— Pani mi przebaczasz mój egoizm i brak serca? — szepnął z uśmiechem — prawda? przebaczasz? Ja w tej chwili mocno potrzebuję jej przebaczenia, proszę o nie. Lżej mi z niem będzie...
— A! nie bierzże pan na seryo żartu! — odarła rumieniąc się miss Rosa. — Jeśli kto o przebaczenie prosić powinien, to ja... Byłam niegrzeczna! Daruj mi....
Spojrzeli sobie w oczy, i Adrjan z wolna musiał się schylić ku kanapie, bo mu sił zabrakło. Lenia wyprowadziła Angielkę aż do wrót.
— Droga moja, jak ty go znajdujesz? — spytała. — Masz niezmierną nad nim potęgę — uspokoił się...?
Miss Rosa milcząc uściskała ją, nie odpowiedziała nic i oddaliła się szybko...
Po wyjściu gościa tego, Adrjan wpadł znowu w zamyślenie... Na pytanie matki, na koncepta Marjana prawie nie odpowiadał, był czemś zaprzątnięty, ale spokojny. Pierwszego rozdraźnienia nie widać było śladu.
Matka w myśli dziękowała Angielce za tę zmianę, którą za bardzo szczęśliwą uważała.
Posłuszny jak dziecię, Adrjan dał się karmić i poić jak chciano; a gdy przyszła godzina rozstania, poprosił tylko z czułością jakąś profesora, aby z nim jeszcze chwilę pozostał.
— Tylko się nie obawiaj — dodał — o powtórzenie scen wczorajszych. Daję ci słowo, jestem zupełnie spokojny, natchnienia ani śladu, chodzę po ziemi...
Gdy się drzwi zamknęły i pozostali sami, Adrjan długo siedział milczący. Wskazał profesorowi miej-