nim czyniła. Powiedziano, że jest trochę chora, w istocie nie miała siły do pożegnania i wolała popłakać sam na sam. Jeszcze dni kilka, a wyjazd stał się nieodzownym, bo poeta już wysiedzieć nie mógł. Wyjechali więc, on milczący i blady, matka zapłakana, nie śmiejąc na swój domek się obejrzeć.
Kilka lat w podróży upłynęło. Adrjan bawił najprzód z matką czas jakiś w Szwajcaryi. Kraj wzbudził w nim zachwyt wielki, ludzie rozczarowywali. Pomiędzy tym światem cudnej piękności, a mieszkańcami najprozaiczniejszej w świecie natury, nie było związku. Adrjan się tem niecierpliwił, ludzie mu psuli krajobrazy. Wyjechali więc do Włoch, które w nowe wprawiły go uniesienie. Tu prozę teraźniejszości aureolą otaczały wspomnienia dawne. Adrjan uczuł się tak orzeźwionym, odmłodniałym, widoki czarowne tego kraju barw i linij uroczych tak nań podziałały, iż o wszystkiem zapomniawszy, chciał siedzieć to w Rzymie, to we Florencyi, to gdzieś w górach, a wreszcie w Neapolu; Adrjan się czuł natchnionym, stąpając w ślady poetów swych poprzedników, których wspomnienia znajdował wszędzie — zapał poetyczny w nim rósł i potężniał; mówił ciągle jeszcze o wędrówce na Wschód, ale od samych Włoch oderwać się nie mógł.
Poemat, co najważniejsza, owo wielkie marzone arcydzieło urosło ogromnie, nabrało barw nowych, sam poeta unosił się nad niem, był niem coraz dumniejszym — pragnął go tylko dokończyć. W ciągu podróży, traf, a może wola własna zbliżyły go do kilku duchów pokrewnych; dzielił się z niemi myślami o sztuce, poddawał im pod sąd pojęcia swoje, zyskiwał współczucie i oklaski wielu — urosła w nim pewność siebie.
Gorączka twórcza wzmagała się coraz, lecz siły wyczerpywały.
Bladł, mizerniał, pokaszliwał, wmawiając w siebie lepsze, niż kiedykolwiek zdrowie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.