dzie dziecinnie szczęściem nazywają. Pogoń ta, naturalnie, skończyła się, albo raczej przeplotła (bo ja jej za skończoną nie mam), zawodami, rozczarowaniem, nudą, dobrze, że nie rozpaczą.
Jeżdżę, bo w domu usiedzieć jest dla mnie niepodobieństwem...
We Włoszech bawię już dość długo; zostanę? nie wiem, może lata całe, może dni kilka. Nie zwykłem się wiązać niczem, nawet projektami własnemi. Miałem już myśl powrotu ku państwu Boreaszów i Austrów, ale ciebie tu znajduję — no, i nic już nie wiem, oprócz, że chcę być z tobą, dopóki mnie nie odpędzisz.
Adrjan go uścisnął, przyjaźń stawała się primo impetu nadzwyczaj gorącą i wielką.
— Ale ty dla mnie, zawołał, jesteś deską zbawienia — ja konałem ze znużenia i samotności. Miałem z sobą matkę, która mnie opuścić musiała; zostałem sam, jestem jak dziecko nieopatrzny, roztargniony, bezsilny. Ale — gdzież mieszkasz? dodał Adrjan — jesteś tu w odwiedzinach, czy?...
— Stanąłem tymczasowo ztąd o trzy kroki u Tramontany, zawołał hrabia, gdzie ty jadasz. Przybyłem z Neapolu, z razu ze śmieszną myślą dostania się na Capri.
Na wspomnienie wyspy Tyberyuszowej, Adrjan potrząsł głową.
— Capri bo wcale śmiesznem nie jest — odparł; — to olbrzymi stos gruzów rzucony wśród morza — ludność wygląda jak widma greckich posągów. Na Capri umieściłem jeden z epizodów mojego poematu.
— A! zdradziłeś się — z uśmiechem rzekł hrabia — poemat więc jest z dziejów starożytnych Romy!
— Mylisz się — odparł z uśmiechem także poeta, — poemat jest z dziejów ludzkości całej, z nad brzegów Gangesu przesuwa się mieniając barwy aż nad Wisłę, olbrzymim wężem o łuskach tęczowych pełznąc przez Niniwę, Jeruzalem, Nil, Tybr, Rodan...
Rzucił ręką gwałtownie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.