Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybym się miał poddać kiedy temu uczuciu, którego się obawiam, bo wiem, że mnie by pochłonęło całego, nie do miss Rosy z niem bym się zwrócił, ale tam ku północy pobiegłbym tęskny ku wspomnieniom lat dziecinnych...
Miss Rossa!! Wierzcie mi, w najpiękniejszej kobiecie innego świata, niż swój kochać się niepodobna. Cudzoziemka nawet idealna może zachwycić chwilę, ale nie zapełni serca — nie zrozumie obcego człowieka. Potrzebaby dla niej wywlec się ze swego ja — lub ją ochrzcić polską wodą. I tak, któż wie, czy chrzest ten zmyłby pierworodny grzech pochodzenia?
— To już szowinizm niepojęty dla mnie! — dodał hrabia. — Anioły należą do — wszystkich narodów... język oczu jest jeden na całym świecie... Ja nawet wolę cudzoziemkę, bo mi coś nowego przynosi.
— A ja stare kocham tylko! — wtrącił Adrjan.
— Dziwactwo! — szepnął hrabia.
— Całą noc dziś bo śniłem o domu, matce, o wsi naszej i o kimś jeszcze — mówił Adrjan. — Dziwna rzecz że to co się we śnie widzi, ma potem jakiś urok nadzwyczajny.
— Powiadają — dodał żartobliwie Marjan — że między magnetyzującym a magnetyzowaną jasnowidzącą wywiązuje się zawsze ze snu zrodzona miłość. Dwa te fenomena mogą być w związku z sobą.
Zamilkli.
— Zatem, cóż robimy? — spytał profesor. — Ja moje wszystko mienie, pięć książek, surdut i pled zostawiłem w Neapolu... Jeżeli nie powrócę, muszę tam dać znać, aby mnie nie wzięto za zbiega, pochłoniętego przez Wezuwiusz.
— Ja, uważam za stanowczo przyjęte — wakacye, z akompaniamentem miss Rosy lub bez niej, ale wakacye koniecznie.
— W Sorrencie — dokończył Adrjan.
— Dokąd udajemy się jutro — rzekł Sieniuta — dziś spoczynek pod kasztanami...