Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

zakochać się trudno.... Rzymianie się niemi otaczali.
— Niezmiernie mi przykro dorzucić maleńką uwagę — odezwał się hrabia Marjan, który koniecznie chciał rozmowę przeciągnąć — że i my, co tak bardzo naturę kochamy, swojską i dziką, krajobraz jednak w dziełach sztuki stawimy dosyć nizko.
— To prawda — odpowiedziała miss Rosa — ale trzeba też było coś zostawić dla słabszych i mniej udarowanych istot. Kto się wznieść nie może do ludzkiego dramatu, ten się ogranicza strzaskanym dębem lub sielanką młodej gęstwiny... Bóg dla wszystkich głodów i na wszelkie potrzeby duszy pokarm obmyśla...
Tak skromnie bardzo przyznawszy się do podrzędnego stanowiska, Angielka po cichu coś mówić zaczęła do Adrjana, aby nie być zmuszoną dłużej się zajmować natrętnym hrabią.
Marjan umilkł i nie okazując, żeby go odprawa dotknęła, począł się przysługiwać miss Rosie i pani Trellawney, grając rolę gospodarza.
Profesor wygadał się z tem, że nazajutrz do Sorrenta powracać myślą.
— Ja także wyrzekam się Pompei i jej pokus — odezwała się miss Rosa. — Widoki to więcej dla archeologów, niż dla artystów. Kupy popiołu i nizkie gruzowiska na pierwszym planie, na drugim drzewka chude, a w dali szary Wezuwiusz po dniu wyglądający dość smutno i niekształtnie...
— Okolica Sorrenta pewnie piękniejszych dostarczy motywów! — zawołał Adrjan — jest uroczą.
— A droga z Castellamare? możeż być co piękniejszego? — odezwała się miss Rosa.
— Nareszcie gdyby Sorrento wyczerpane zostało — rzekł Marjan — mamy Capri z jego urwiskami i wschodkami, skałami i morzem, co je otacza. My się także do Capri zapewne wybieramy, bo mój przyjaciel Adrjan potrzebuje studjów podobno.