— Jam tam już był — odparł poeta — chociaż się nie zarzekam powtórzenia wycieczki, a nawet pobytu... A profesor? — spytał zwracając się do milczącego Sieniuty.
— Ja? wybierałem się tam czytać Tacyta i Swetoniusza — rzekł z uśmiechem stary — ale miałem wprost popłynąć z Neapolu.
— Wybierzemy się razem — dodał Adrjan — i to z Sorrenta, a ja skorzystam z twego Tacyta...
Angielka milczała jakoś, zajęta desserem oczyma badała poetę, który był rozmarzony, wpatrzony w nią i tak zajęty nad swój zwyczaj, iż w końcu miss Rosa, czując się tem może skompromitowana, poruszyła się i od stołu wstała. Nie zmniejszyło to jednak jej uprzejmości dla Adrjana, bo zapewne obwiniała go tylko o zbytek naiwności — podała mu rękę, uśmiechnęła się, skinęła głową towarzystwu i znikła.
Pani Trellawney pozbierawszy albumy i kapelusiki, poszła za nią, a podróżni nasi wrócili do mieszkania.
Adrjan już w drodze przez korytarze zasępił się.
— Wiesz — rzekł Marjan wchodząc z nim do mieszkania — dziś byłeś bardzo galant dla Angielki... Poprawiasz się?
— Nic a nic! — udezwał się Adrjan. — Prawdziwie osobliwego doświadczam uczucia... Miss Rosa, która nie ma najmniejszego podobieństwa do — innej, pewnej ślicznej istoty, w której się niegdyś kochałem — odświeża mi pamięć tamtej. Jest mi dlatego miłą, że przypomina inną. Czem? to dla mnie rzecz niewytłómaczona, lecz pewna, że siedząc przy niej, mówiąc z nią, myślałem ciągle o tamtej innej, tęskniłem do niej.
— Sumienie cię ruszyło — rozśmiał się hrabia.
— Oprócz tego — dodał poeta — sam nie wiem co mi jest, ale od wyjazdu mojej matki, myślą ciągle uciekam do spokojnego kątka naszego. Chciałbym tam być.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.