Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

żenie jest nadto dziwne, by mojego wzruszenia nie tłumaczyło.
Usłyszawszy tę odprawę, hrabia grzecznie się skłonił, ustąpił na bok, przeszedł się po tarasie, spojrzał na morze, i powolnym krokiem zwrócił się ku domowi.






Parę tygodni upłynęło od opisanego spotkania hrabiego z miss Rosą. Adrjan, chociaż kaszlał i pluł czasem krwią, tając się z tem przed przyjaciółmi, nie zdawał się wcale gorzej. Owszem, miewał chwile, w których młodość powracała, a choroba zdawała się ustępować. Sieniuta i hrabia nie odstępowali go, i gdyby nawet chcieli opuścić, nie byłby pozwolił na to, tak mu z nimi dobrze było. Lecz profesor napróżno usiłował wymódz na nim, aby przez czas jakiś wypoczywał zupełnie i o poezyi zapomniał.
— Mój drogi, odpowiadał mu Adrjan: gdybym nawet dla twej spokojności chciał to uczynić — nie mogę. Poezya ta i tworzenie stało się dla mnie nałogiem. Napróżno się z niego usiłuję otrząsnąć, myśli mnie nadchodzą, dręczą, nie dając pokoju nawet we śnie. Tworzenie to, choćbyś je nazwał chorobliwem, jest potrzebą już, stało się koniecznością. Mózg mój powraca do niego mimo mej woli. Wśród rozmowy, w spoczynku, między przyjaciółmi, gdy się na pozór zajmuję czem innem — napadają mnie widziadła, dręczą upiory moje...
Po rozmowie z miss Rosą hrabia unikał już jej wznowienia, przekonywając się, że Angielka też starała się od tego uchronić. Nie otrzymał ani odpowiedzi, ani zapewnienia żadnego. Jednakże z tak-