Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

92
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— I tém przykrzejsza dla mnie, że się czuję jej przyczyną, rzekł Krzysztof.
— Ale gdzie zaś! rzekł śmiejąc się i siadając w kącie Baltazar: bratu Melchiorowi dawno było żal téj łyżki krupniku, co mi ją tam czasem dać musiał, choć za nią jak mogłem starałem się wypłacić. Dobrze mu się przytrafiło, że jest na co zepchnąć... ot, spokojny być może teraz, że już wrota za mną nie zaskrzypią.
Melchior ze złości cisnął o ziemię czapkę, którą w ręku trzymał.
— Tylkoż już tego dosyć! krzyknął — dosyć.
— Będę sobie gadał ile zechcę, rzekł Baltazar, — a komu słuchać niemiło, niech sobie uszy zatknie.
— Bracie, podchwycił Kasper: w moim domu, proszę cię!
— Z mojéj przyczyny! dodał Krzysztof.
— A no, to znowu inna sprawa! Chcecie? milczę! Gadajmy o czém inném, choćby o żelaznym wilku.
Krzysztof spojrzał na mały, srebrny zegarek, który miał za pasem.
— Pójdę ino pożegnam jejmość, i muszę śpieszyć do domu, zawołał. Pilno mi bardzo: żonę jeszcze do podróży téj, któréj się nie spodziewa, przygotować potrzeba, a potém w drogę... Ty, Baltazarze, jakeś mi przyrzekł, poczciwie będziesz domu strzegł i mojéj Anny... mojéj Anny...
— Żołnierz jestem: jak mnie postawisz na warcie, dopóki mnie nie zluzują, nie odejdę; bądź spokojny — odpowiedział Baltazar.
Melchior, na którego zdawano się nie zważać, już miał odchodzić, ale mu się jakoś kwaśno zrobiło, i miał