już, iż ten traf, który dla niéj zdawał się tak szczęśliwy, dla niego będzie ciosem okrutnym; czuła, że on syna oddać nie może, że poleci za nim, że go odebrać zechce, bodaj gwałtem.
Szło jéj właśnie o to, by temu zapobiedz; obawiała się nie złéj doli Adasia, którym sam Bóg zdawał się wyraźnie opiekować, ale ojca, mogącego Panu Bogu skrzyżować robotę.
Głowę więc łamała sobie: co począć z mężem, gdy przyjdzie? jak go uspokoić, ukołysać? czy mówić nawet z nim o tém i jak? Czuła, że on ten wypadek przed nią taić będzie. Gdy dwaj bracia powrócili do Wólki, Anna jeszcze nie była pewna, jak ma sobie postąpić? ale wesoło prawie, choć w duszy niespokojna, przyjęła męża, nie dając znać po sobie co się w sercu działo.
Pan Baltazar, który dopytał się już był, iż pani o wszystkiém powiedziano, patrzał na nią ciągle nic nie rozumiejąc, i powtarzał w duchu:
— Ależ gra komedyę baba! Ależ gra! A takie to na pozór trusiątko... Każda z nich jak tylko do fałszu, nada się, gdyby do płodzenia go była stworzona! Oj kobiety! miał słuszność ów Jezuita, gdy mówił: Fe! mina!
I kiwał głową mrucząc pod nosem: „Dobrze to, dobrze, że się człek nie ożenił!“
Oboje Krzysztofowstwo próżną w istocie grali z sobą komedyę: on hamując niepokój, który go dręczył, a szukając powodu do wyrwania się z domu, nie spowiadając się żonie dla czego; ona tłumiąc w sobie chęć stanowczego rozmówienia się, aby nawrócić na swe przekonanie pana i męża... Jako jedyny środek przekonania go, iż w tém jest wola boża, uważała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
98
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.