Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

104
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

i zatoczył okiem w koło, jakby szukał, czy się tu co nie zmieniło?
— Otoż to mi — rzekł patrząc po ścianach — przykładne domowstwo! Lat tyle... a ćwieczka nie brak i nic nie przybyło; krzesło się nie ruszyło z miejsca, ludzie nie postarzeli... jakbym wyszedł ztąd wczoraj... beati, beati si bona sua norint...
Na te słowa pan Krzysztof westchnął mimowolnie; spojrzał nań bacznie Dyogenes, ale udał, że téj cichéj skargi nie posłyszał.
— Ot — rzekł — i Chrystus Pan wasz cudowny, ot i wianuszki z Bożego Ciała, i palma z Kwietniéj niedzieli, i snopek N. Panny Siewnéj... i toż samo nawet wonne w komnacie powietrze.
Zadumał się jakoś głęboko, głowę na piersi spuściwszy.
— Hej! hej! mówił daléj po chwili: oto są podobno ostatki takich doli szczęśliwych, jakich dawniéj wiele bywało. Świat się mieni, burzy gdyby młode piwo, chce żyć nie w pokoju jak wy, ale we wrzawie odurzającéj: przychodzą takie czasy na ludzi, nie ma na to rady! Za sto lat już takiego dworu nie zobaczą na ziemi naszéj.
I westchnął stary; ale w téj chwili przysiadł się do niego Baltazar, i poczęli szeptać z sobą. Powiedzmy tu słowo o Dyogenesie Kapustyńskim.
Sam on się przezwał Dyogenesem, w istocie imię jego szlacheckie było Kapustyński. Przeszłość jego grubą jakąś okryta była tajemnicą.
Wiedzieli wprawdzie wszyscy: że pan Izydor pochodził z dosyć majętnéj rodziny; że staranne odebrał wychowanie u kks. Pijarów w Warszawie; że późniéj