Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

107
DOLA I NIEDOLA.

abyście go sami nie opaskudzili, i bywajcie zdrowi! Co daj Boże — Amen!
Tak zwykle odprawiał natrętów: zamilkli też wszyscy wkrótce, i zostawili Dyogenesa, vulgo zwanego Kapustyńskiego, przy jego oryginalności. Rodzina matki wszakże wzdychała po cichu, dając do zrozumienia, że mu piątéj klepki brakło. Dochodziło to do niego, śmiał się mrucząc:
— A im czterech!
W szlacheckich dworach bardzo miłym gościem był Dyogenes, ale go się też obawiano niepomału dla strasznéj prawdomówności; miał bowiem zwyczaj zjawiać się prawie zawsze po jakimś wypadku, i bez miłosierdzia dawać nauki. Gniewał się kto czy nie, to mu było wszystko jedno; napaści się nie obawiał, bo siłę miał olbrzymią, i raz dąbczaka wykręciwszy nade drogą, młyńcem się broniąc, sześciu ludzi, którzy nań naszli, sińcami uczęstowawszy, rozproszył. Na słowo miał zawsze dwie odpowiedzi, a z chychotania się urągał; więc gdy mu się zdało rzeczą użyteczną powiedzieć verba veritatis, ciął je od ucha... a wiadomo jaka to czasem gorzka potrawa ta prawda, tak święta i piękna, gdy ją inni jedzą, a tak przykra, gdy nam ją podają.
Miał wszakże biedny Dyogenes jedną słabość, jak wszyscy ludzie: — dla kobiet wszystkich bez wyjątku był bez miary pobłażający. Zdawało się jakby w nich się kochał z kolei, gdyż każda dla niego miała jakiś przymiot, jakąś zaletę, zasługę i cnotę... Rozkaz kobiety był dla niego świętym, spełniał go z wielką gorliwością i rozkoszą.
Dla niego i matrona staruszka, i czternastoletni wyrostek zarówno miały urok, klękał przed jedną i dru-