Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

113
DOLA I NIEDOLA.

na zagonie pod lip cieniem, nie lepiejże, nie święciéj? powiedz? Na co mi dla syna wielka dola, kiedy z maleńką prędzéj zostanie uczciwym? kiedy na szczyt wylazłszy, i o Panu Bogu i o sobie człek łatwiéj zapomina? Otoż dla czego nie śmieje mi się ta protekcya pańska dla syna, i świetne przyobiecane mu losy, ale mi wstręt czynią i obawę... Pomyślcież-no jeszcze i zastanówcie się, gdybym ja ubogi porwał tak pańskie dziecko? Sądziliby mnie jako złoczyńcę, raptora, jak publicznego gwałtownika. Ale że oni mi go uwieźli w pozłocistéj karecie, więc to jeszcze łaska! Nie oburzająceż to zuchwalstwo złota? nie upokarzającaż to dobroczynnosć, o którąm ich nie prosił?
— Słowa nie masz, odparł Dyogenes: panowie myślą, że gdy ku nam rękę wyciągną choćby dla porwania żony lub dziecięcia, to jeszcze wielką łaskę nam i honor czynią. Winien, kto się na tém szczęściu nie pozna! Ale stój, panie Krzysztofie, dopóty dobrze; cóż, kiedy w téj sprawie twoje dziecko podobno tyle winno co i oni; jakże ono mogło dobrowolnie odbiedz rodziców dla obcych, dla mamideł dostatku?
— Dziecko!... zawołał p. Krzysztof gwałtownie; ale wyrzekłszy to słowo nagle opuścił głowę. A! tak! rzekł głosem zmienionym — choć mi się serce krwawi, powiem wam spokojnie: dziecko to nie cieszyło mnie nigdy, — obawiałem się o nie i modliłem, — w duszę jego zakradł się niepokój od kolebki.
— Tak! tak! ja wam mówię, dodał Dyogenes, kropla krwi prapradziaduniów magnatów.
— Jedynak — rzekł ciągnąc daléj Krzysztof, — pieściła macierz, a może i ojciec kiedy do piersi przycisnął chłopaka, że nadto poczuł bicie serca.