szedł tak wolno i spokojnie, jak gdyby na krótką wybrał się przechadzkę, choć spełna nie wiedział gdzie i jak nocować będzie.
Po odejściu dziwaka, długo jeszcze rozmawiano o nim i jego życiu osobliwszém, aż i p. Baltazar, dawszy dobranoc, odszedł do oficyny, a małżonkowie zostali sami z sobą, i Krzysztof wedle codziennego zwyczaju ukląkł przed obrazem się modlić.
Potrzeba było żonie oznajmić wreszcie o projekcie podróży do Warszawy, a sam nie wiedział, jak do tego przystąpić. Jejmość gospodarzyła w sypialni, gdy wzmocniony i pokrzepiony na duchu modlitwą, wsunął się do niéj powoli p. Krzysztof.
Oboje małżonkowie byli w położeniu bardzo szczególném: on przebolały stratą syna, zmuszony ukrywać łzy, niepokój i strapienie przed żoną, tak, że kilka razy, gdy mu piersi zdusiło, wybiegł na świeże powietrze, aby jęknąć swobodniéj; ona zapłakana a udająca nieświadomość, patrzała mu w oczy i badała tylko, zgadując co się tam w duszy jego działo. Chodzili tak około siebie słowa do siebie rzec nie mogąc; ale przyszedł nareszcie kres temu udawaniu obojga, do którego nie byli przywykli: trzeba było lody przełamać.
Jejmość chodziła, układała, rozrzucała, powoli przybierała się do snu, a coraz spojrzała na blade oblicze męża; nareszcie ze złożonemi jak do modlitwy rękami, powoli, gdy Krzysztof usiadł w krześle, zbliżyła się doń, upadła na kolana przed nim i rozpłakała się.
Łzy jéj wypowiedziały wszystko. Stary pochwycił ją w objęcia po staremu, wziął jak dziecię na ręce tę drobną, biedną istotę, i przycisnął ją do piersi, a w tej-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.
116
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.