Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

122
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Panie mój! zawołała: czyń jak chcesz. Tyś ojcem, tyś panem jego losu: jam matka, bym cierpiała i kochała, bym była posłuszna. Ale zaklinam cię, znijdź w serce twe, zastanów się, nie porywaj zbyt szybko, abyśmy tego późniéj nie żałowali.
Ta pokora, te złożone ręce i łzy niewiasty, na które słabym był p. Krzysztof, bo ją kochał więcéj może niż dziecię, wzruszyły go do głębi. Przebojem idąc, nie byłaby go zdobyła; zachwiał się widząc ją upadającą przed sobą, przestraszoną, błagającą. Syn znikł mu z oczu.
— Bądź spokojna, rzekł po chwili trąc czoło — bądź spokojna, uczynię sobie gwałt. Jeżeli tam znajdę lepiéj niż się spodziewam, jeżeli dziecko samo zapragnie pozostać, stań się wola boża! Ja żal mój i obawy złożę na ofiarę Ukrzyżowanemu, nie wyrwę go gwałtownie: bądź spokojna!
Anna ścisnęła go za kolana, i znowu on ją podniósł z ziemi silnemi ramiony, i tak wziąwszy usiadł trzymając na ręku w szerokiém krześle, a łzy, bo mówić już nie mógł, toczyły się po bladych jego policzkach.
I milczący, zapłakani, przesiedzieli tak długo w noc, aż zaglądający przez gałęzie bzów księżyc, przypomniał im godzinę spoczynku.
Ręką drżącą wskazał bladą twarz stróża nocy p. Krzysztof.
— Anno moja — rzekł — byłoż życie szczęśliwsze nad nasze pod tą słomianą strzechą, z tą naturą otaczającą nas i otulającą pieszczotliwie? A tam! tam ani ciszy, ani widoku bożego świata nie ma; tam się zapomina w gorączce, że człowiek jest