Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.




Nazajutrz rozpoczęły się powoli przygotowania do podróży; a była to rzecz niemała komuś, co całe życie siedział zamknięty, w taką drogę się wybierać aż do stolicy... P. Krzysztof od dawna już, bo od ożenienia swego, nie bywał nigdy daléj od poblizkich miasteczek: Łosic, Kodnia, Białéj, Łomaz, lub na jarmarku we Włodawie. Za wielką wyprawę uważała się przejażdżka na odpust do Chełma... Cóż dopiero gdy się przyszło sposobić do Warszawy, do króla, do tych panów, przed którymi choć skromnie, chciał się wszakże szlachcic pokazać nie ostatnim!
Z razu myślał w szaréj swéj kapocie pójść przed króla i z dumą poczciwego ubóztwa stanąć przed nim; ale i on był człowiekiem! Powoli zachciało się dobyć prapradziadowską demeszkę kutą ozdobnie, jedyny klejnot familijny; potém spinkę bogatą, co może pół Wólki Brzozowéj była warta, bo w niéj siedział szmaragd niemal tak wielki jak pół włoskiego orzecha, zabytek jakiś przedwieczny, bo kamień w oprawie staroświeckiéj ani był nawet szlifowany; późniéj przypomniał się i pas lity, gdzieś z lewandą i pieprzem zapakowany na dno cedrowéj skrzyni, i jakiś lamowy