Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

126
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zać, boby go obrał do koszuli kto chciał. Była mowa o dodaniu osobnego chłopca do posługi, ale p. Krzysztof ani dał sobie mówić o tém.
— Co to ja wielki pan, żebym miał z sobą dwór wozić cały? zawołał. Byle było komu konie opatrzyć a tłomok znieść, czy ja sam sobie nie potrafię usłużyć?
Długo zasiedziawszy się w domu, zawsze tysiące takich trudności, gdy przyjdzie się ruszyć; najmniejsza rzecz naówczas ogromnie wielką się robi. A tu troskliwość jejmości pomnaża jeszcze turbacyi i wymyśla potrzeb tysiące: jakże się tu oprzeć téj czułości? jak znowu poradzić, aby to wszystko zabrać, czémby chciano obładować, począwszy od bigosu, do kropel i balsamów?
Tarł dobrze czoło p. Krzysztof, ale to zakłopotanie przyszło mu w porę, bo nie dawała sercu zbytnie się z żalem pasować. Każde prawie ludzkie strapienie przymnażając roboty, wiedzie z sobą za rękę lekarstwo — roztargnienie mimowolne; zmusza do oderwania się od nużących myśli. Pan Krzysztof mniéj czuł cierpienie, bo więcéj pracować był zmuszony.
Nie był stary bez grosza w domu, ale gdy przyszło obrachować, ile go wziąć? ciężko musiał głowy nałamać. Któż wie co stolica kosztować może? co droga przyniesie? a nuż choroba? a przypadek? a pańscy lokaje? a królewska dwornia? a podarki? Jejmość była za tém, aby wziąć jak najwięcéj; on chciałby był jak najmniéj. Sam ówczesny sposób wożenia pieniędzy w brzęczącéj monecie niemało przyczyniał kłopotu. Złoto brało się jeszcze w trzosik na siebie, ale srebro ciężkie, talary trzeba było kłaść do tłomoka i czuwać dobrze nad niemi. A złodzieje po gościńcach? a roz-