Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.




Nazajutrz, gdy się go najmniéj spodziewano, Dyogenes o południu powrócił ze skrzypką... Trafił już na uspokojone twarze i umysły, co go wielce uradowało. Gdzie był, nie mówił, ale powrócił chmurniejszy, z czołem dosyć posępném, i szepnął Baltazarowi po obiedzie, aby z nim wyszedł na przechadzkę.
— Wiesz, poruczniku, gdziem to ja był wczoraj? — szepnął mu do ucha.
— A no? w lesie — rzekł Baltazar.
— Gdzie zaś! O dwie mile ztąd mieszka dawny dworzanin i faworyt tych O...., co to wam dziecko ukradli; pomyślałem sobie, że się coś przecię od niego dowiem o nich bliższego. Znałem go dobrze, bo choć niedawno odstał od nich, ale się go dawniéj po świecie spotykało. Z wielkiego zucha i zawadyi, mój miły Boże! co się to teraz zrobiło! ledwie nogami suwa! Na dożywociu, w kącie, dogorywa ów dawny elegant... myśląc o ziółkach i kleiku... O mój Boże! jakże się zdziwił, gdy mnie zobaczył! ale ja więcéj, przypatrzywszy się niedołędze, a przymierzywszy go w myśli do tego, któregom znał dawniéj. Wystawcież sobie — mówił daléj Dyogenes, — stary ów mój przy-