— Cóż znowu? zapytał Baltazar.
— Jam to wczoraj nieco inaczéj rozumiał — mówił Dyogenes powoli — ale będzieszże ty język za zębami trzymał?
— A no! toż się rozumie.
— Otóż powiem ci, że Krzysztof ma racyę się niepokoić: trzeba chłopca odebrać, bo tam... Sodoma i Gomora.
— Och! och! co zaś?
— A no! któż ich lepiéj zna od kamerdynera i dworaka, który tylnych drzwi pilnował?... Jejmość jak anioł piękna, dotąd nie stara i wcale się jéj zestarzeć nie chce; chora na miłość, co rok to nowe marzeńko, coraz to młodszego wybiera; a nuż jéj djabli podszepną bałamucić to dziecko!
— Pfe! zakrzyknął Baltazar: a toćby była zgroza.
— Alboż to niewidziane rzeczy! Cóż dla takiéj pieszczonéj pani znaczy poświęcić jednego chłopaka, żeby sobie młodość przypomnieć? Sama jejmość żyje tylko schorzałemi pragnieniami; nawykła do dworu i stolicy, patrzy na świat przez swoje serce i namiętności. Sam pan, safanduła, pod pantoflem, byleby mu nie przeszkadzano grać w karty i ciągnąć pasyanse, włóczyć się i ziewać coraz gdzieindziéj, na wszystko pozwoli. Co tam dobrego z takimi ludźmi może się dziecko nauczyć, i po co oni je wzięli? O! o! ma słuszność p. Krzysztof niepokoić się i co prędzéj chcieć dziecię odebrać... Periculum in mora...
Baltazar się wziął za wąs i szarpał go ku dołowi, co zwykł był czynić, gdy go mocno dolegało.
— Szanowny panie — rzekł — widzicie: jam prosty żołnierz, wyście rozumniejsi odemnie; ale pozwólcie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.
130
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.