Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

163
DOLA I NIEDOLA.

— A dawny jéj amant w sutannie?
— O! ten w nadziei infuły dał za wygraną światu.
— Cóż robi starosta modrooki?
— Ten ma jakiegoś koczkodana na Krakowskiém-Przedmieściu, przywiezionego ekstrapocztą z Paryża.
— Cóż się tu u was dzieje!
— Nic nowego, świat stary! Ale... książę Władysław bił się z hrabią Ksawerym, — o kogo myślisz?... o aktorkę!
— To zgorszenie! ale któż zwyciężył?
— Podrapali się oba, zapito sprawę szampanem, i porzucili Florę, którą nazajutrz wziął po nich w spadku stary... wiesz, co my go nazywamy Szenapanem...
— Jakto? jeszcze mu w głowie miłostki!
— O! tylko w głowie!... odparła śmiejąc się pani de Rive.
Śmiech był zaraźliwy i trwał kilka minut; hrabina niespokojna nagle zadzwoniła. Wszedł kamerdyner.
— Prosić z dołu młodego hrabiego, co z nami przyjechał — rzekła sucho i zimno.
De Rive szybko, wielkiemi oczyma rzuciła na przyjaciołkę:
— A któż to taki?
— O! to młody dzieciak! krewny mego męża i imiennik, wieśniak, którego kasztelan uparł się wziąć na wychowanie: nudny chłopak, nieokrzesany.
Hrabina mówiła to tak chłodno, poprawiając loki przed zwierciadłem, że p. de Rive mimo swéj przenikliwości kobiecéj domyślać się nic nie śmiała.
Domawiała tych wyrazów, gdy na zawołanie ukazał się we drzwiach Adaś, ze swą pięknością wypieszczonego adonisia. P. de Rive ujrzawszy go, podniosła oczy na hrabinę, i parsknęła śmiechem stłumionym: