z razu było pochwalić się nim, a teraz jeszcze pilniéj go schować, szepnęła mu, ażeby szedł na dół odpocząć.
Adaś posłuszny rzucił jeszcze wejrzenie ciekawe na goniącą go oczyma małą czarodziejkę, i wyszedł strwożony a pomieszany.
Julia ścigała go oczyma także aż do drzwi, i nie uspokoiła się, aż zniknął.
Po odejściu jego padła na kanapę, jakby przebywszy wielką próbę; pani de Rive zbliżywszy się na paluszkach, pocałowała ją w czoło.
— Biedna istoto! szepnęła po cichu: ty zawsze szukasz na ziemi, czego ona ci dać nie może: — nieba, aniołów, wiekuistości uczucia, nieśmiertelności szału... A wszystko jest chwilą, kwiatem, co więdnie, promykiem, co gaśnie, piosnką, która przebrzmiewa... Im piękniejszy kwiat, jaśniejszy promień, słodsza piosenka, tém sroższy żal po nich... Dla naszego szczęścia powinnyśmy być pszczołami, i pić z każdego kielicha, ale na żadnym nie siadać... i nie kochać żadnego.
Hrabina słuchając jéj, spuściła oczy, łzy w nich błyszczały...
— Nie mów tego, odparła po chwilce. Potrzeba kochać, kochać koniecznie, bo tylko miłość jest życiem: kochać, marzyć, cierpieć, i nie ostygnąć, i nie zwątpić... nigdy.
— Jakże nie zwątpić — szepnęła Francuzka — kiedy się codzień rozbijamy o piersi bez serca, lub serca z kamienia?
— Gdzieś jakieś jedno jest dla nas przecięż: przytulić się do tego jednego i umrzeć!
— Dziecko! ruszając ramionami zawołała Francuzka: jakże mi ciebie żal! jak mi cię żal za wczasu!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.
166
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.