Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

168
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ma nic coby broniło... chyba łzy... owa ulewa, po któréj następuje zima... Takie też są namiętności jesienne, stokroć straszliwsze niż młodociane, choć od nich wstydliwsze i skryte.
Hrabina była szalona, była szczęśliwa, ale w tym szale i szczęściu jednodniowém łatwo już było odkryć nasienie rozpaczy i śmierci; namiętność była nierozsądna, potworna, bez przyszłości, — po za nią widniały już jéj koniec i skutki.
W płochéj kobiecie, przywykłéj igrać z sercem i tém co dla niéj nazywało się miłością, a było tylko pragnieniem rozrywki i chwilowego roztargnienia — poczucie prawdziwego przywiązania, nowego życia było objawem. Hrabina zdumiewała się, nie poznając saméj siebie, tak się codzień stawała mniéj śmiałą, czystszą, mniéj fałszywą, szlachetniejszą.
Dziwiło ją, że jak dotknięcie różczki cudownéj, miłość mogła ją przetworzyć i odziać tą białą szatą, któréj na sobie nie pamiętała nawet w tych latach, gdy ją człowiek z kolebki wynosi. Dla niego pragnęła się stać tak wielką, czystą, świętą, tak heroiczną. — Zkądże, spytacie niedowierzająco, taki zapał w kobiecie zepsutéj, życiem zmęczonéj i rozczarowanéj?... Zkąd?.. Serce ludzkie to bezdnia tajemnic: w najzepsutszém, jak na zgniłych kłodach obalonych drzew, rozkwitają orchidee z młodzieńczemi barwy i wonią... Braknie im zielonych liści, ale jaśnieją wszystkiemi barwami tęczy i całym zapachem raju! A im późniéj zjawiają się te cuda, tém kwiaty bujniéj strzelają ze zgnilizny. W życiu cnoty i prostoty, namiętność taka mogła się była wydać czarną, występną, poczwarną: postawiona obok przeszłości téj kobiety złożonéj z komedyi i fałszów, była jeszcze jasną i świeżą...