Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

169
DOLA I NIEDOLA.

Julia czuła się nią szczęśliwa razem i upokorzona; czuła, że walczyć z nią nie potrafi. Nie pragnęła nic, tylko pozyskać sobie to serce młode, świeże, niezepsute, i jak ona sądziła, otwierające się uczuciu! Niestety! nie rachowała na to, że okrutna sprawiedliwość losu ciągnie zawsze człowieka powabem i urokiem ku temu, co mu ma karę za jego przeszłość wymierzyć; nie chciała zrozumieć, że chłopak, który tak łatwo, tak obojętnie porzucił rodziców dla widziadła jakiegoś świetnego losu, już miał serce przez robaka nadtoczone.
Może ta myśl przyszła jéj przelotnie, ale jak zawsze, była ślepą na to, co gotowało boleść, co ją przepowiadało. Kłamała sama przed sobą, była pewna, że gorąca jéj miłość, gdyby w téj piersi serca nawet nie było, stworzyć je musi.
Szczęśliwa była, bo życie, które już dla niéj cały powab straciło, nabrało go znowu; ale zarazem biedna, bo na téj nici pajęczéj, któréj słabość niekiedy ją przestraszała, zawiesiła ostatni skarb — a pod nim była tylko przepaść czarna. Ale się czuła odmłodzona, a młodość druga jest jak pierwsza, może więcéj niż ona, najdroższym skarbem, za który nie ma człowiek czegoby nie oddał — a! aż do wstydu, aż do godności, aż do resztki swéj duszy.
W pojęciach Julii, która postrzegłszy Adasia, widziała w nim tylko z początku ślicznego cherubino d’amore — od czasu jak go pochwyciła i uwiozła, zaszły wielkie zmiany: z głowy namiętność przelała się do serca, a serce oczyściło ją i wskazywało nowe drogi. Chciała go ku sobie przywiązać już nie temi białemi rączkami, ani tém wejrzeniem uroczém, którém pierwszéj chwili wabiła go ku sobie, ale dobrodziejstwy,