można, byle się tu lat kilka przebyło. Szerokie pasy lasów odgradzają ten kąt od świata; nizina płaska jak morze ciągnie się błotami, borami, wydmami poprzerzynana. Nigdzie oko nie może z niéj wybiedz daleko; niebo zdaje się tu niżéj opuszczać i tulić ten kraj ciszy, wśród którego płaczliwe odzywają się głosy ptactwa wodnego i szum nieustanny pacierzy drzew, które szepczą po cichu, jakby modlitwę chór zakonny.
Wzrok opiera się wszędzie o ciemną gajów i borów wstęgę; ziemia pod stopami wygląda jakby tylko co opadły muł potopu; tu i owdzie nie zbiegły nawet jeszcze kałuże, a trzęsawiska sitowiem pokryte przeciągają się wzdłuż pól w głębinę lasów. Przestrzenie, które w górzystych krajach zdają się skracać i zbliżają przedmioty, tu dziwnie łudzą oddaleniami, których nie ma. Na horyzoncie daleko ukazuje się wieś mglisto, a za kilkanaście minut już ją masz przed sobą.
Wielkiego uciszenia tych zaklętych ustroni nie przerywa nigdy nawet wicher gwałtowny, bo go rozbiją i przytrzymują lasy, ale jeśli burza spadnie na te kotliny, już nic jéj z nich nie dobędzie: wyleje się cała do ostatniéj kropli i wyładuje do ostatniego pioruna... obala całe lasów łany i zatapia ogromne obszary.
Za to wiosna wśród tych wonnych borów, których powietrze na wskroś przesycają wyziewy drzew rozpękających, okryta kwiatów tysiącem, rozśpiewana tysiącem ptasich głosów, jest chwilą rajskiego uroku.