Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

177
DOLA I NIEDOLA.

jéj służył, jednych odpędzając i strasząc, drugich naganiając w sieci, — niedarmo był myśliwym.
Ale wszystko się na świecie kończy: nawet hulać i dworaczyć do starości niepodobna. Przyszła podagra, łamanie w kościach, ociężałość, siwizna, nos się brzydko czerwienił, po swojemu dając świadectwo prawdzie, i p. Wojciech poczuł, że należy z placu boju wycofać się ostrożnie.
Tandem tedy, choć nie było ciężarów, bo ani żony, ani dzieci, ani żadnéj rzeczy tego rodzaju, — ale było życie na starość do utrzymania, ciężkość do pracy i w kieszeni bardzo szczupło grosza. Wyprosił więc sobie ostrożnie i za wczasu u hrabiny zarząd tego klucza, który nigdy wiele nie przynosił, i osiadł sobie w Lisowie na emeryturę i spoczynek. Nie było mu tam tak źle, bo owe lekceważone przez panów dobra, po przypatrzeniu się im z blizka, nie były do pogardzenia; ale u nas jak nie ukraińska ziemia, jak trochę piasku, to się już majątkiem rzucano. Lisów leśny, otoczony rzekami, miał miejscami pszenną nawet ziemię, i wygód do sytu, choć grosza dawał niewiele.
Dla życia w ogóle nie było jak poleski kąt leśny gdzie ani ryby, ani grzyba, ani kłody do komina, ani przysmaków na talerz nie brakło nigdy. Opuszczony, ale obszerny i wygodny stary dwór, dużo sług emerytów, dozwalały otoczyć się prawie pańską ciżbą, a siedzieć jak u Boga za piecem w tych lasach. Że zarząd w dobrach hrabstwa był w ogóle niedbały, p. Wojciech jeszcze uchodził za wcale dobrego gospodarza, choć się bardzo nie wysilał.
Że grosza cudzego nie poruszył to pewna, bo był człowiekiem uczciwym; ale co do gęby własnéj i wygo-