Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

182
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

żyła się do ucha i szepnęła mu co im grozi. Kasztelan nie zrozumiał niebezpieczeństwa...
— A to go im oddać! zawołał obojętnie, — niech go sobie biorą.
— Mój drogi, ale jakiżby to żal było chłopaka...
— Żal... tak, istotnie żal... miałem go pasyansa nauczyć, mógłby przy mnie wyjść na człowieka... Chłopiec zdolny... spryt do kombinacyi... kombinacya do sprytu... czy jak tam...
— Widzisz, sam czujesz jaka szkoda... To uboga szlachta, cóż oni z nim zrobić mogą?
— Ale ojciec? rzekł kasztelan: — ojciec jak tuz... starszy nawet od króla...
Zebrało mu się na dowcip... Hrabina nie oceniła go wcale.
— Ja go schowam! zawołała — nie oddam!
— Hę? gdzie? jak? spytał kasztelan.
— Powiem żeśmy go wysłali do Paryża.
— Jak sobie chcesz... ale... Tu kasztelan zamyślił się mocno. W gruncie rzeczy było to dla niego obojętne, czy chłopiec pojedzie czy zostanie, umrze czy żyć będzie; chciał się tylko pozbyć żony i ocalić perukę, narażoną przez szepty na ogołocenie z pudru i utratę świeżości.
— A gdybyś ty sam poprosił króla, gdybyś mu powiedział, że go chcesz wychować i jakiś mu los zapewnić?
— Ja? albo ja mu chcę los zapewnić? odparł kasztelan zdziwiony. To jejmość, jeśli wola, pogadaj sobie o tém z królem, bo z nim jesteś lepiej...
— A jeśli się ciebie spyta?
— No, to się ukłonię jak zawsze...