Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

185
DOLA I NIEDOLA.

Trzeba przyznać, że choć z najlepszą chęcią dogodzenia mu te dwa pokoiki wybrał dla niego pan marszałek dworu po liście panny Pameli, nie należały one wszakże do najweselszych. Okno jednego z nich wychodziło wprawdzie na Krakowskie-Przedmieście, ale było obwarowane kratami jak więzienie, a siedziało głęboko we framudze. Światła w mieszkaniu było mało, ściany na marmur jakiś szary były ciemno pomalowane, sprzęt w nich stary, nic coby oczy chwytało... Adaś się nudził w tém mieszkaniu więzienném; napróżno dla rozrywki siadł we framudze i patrzał w ulicę; — widok ten zamiast go uspokoić rozgorączkowywał. Coraz nowe migały mu postacie, a nim je mógł rozpoznać, przypatrzyć się im, znikały bezpowrotnie. Jedne następowały tak po drugich, coraz inne, coraz dziwniejsze... Dla Adasia były to wszystko nierozwikłane zagadki. Takich ludzi wcale na wsi nie widywał, ani twarzy podobnych, ani tak namiętnego i śpiesznego chodu, ani tak dzikiéj wrzawy i tłoku. Ciągle mu się zdawało, że się coś stać musiało, że jakiś wypadek pędzi tak ludność... i nierychło się przekonał, że to, co mu się widziało nadzwyczajném, było tutaj powszedniém
Nikt mu nie pomagał do zrozumienia tych tajemnic stolicy: był sam, zostawiony własnym siłom... a co roiło się w młodéj głowie, trudno powtórzyć.
Przyniesiono mu jedzenie, a choć było podostatkiem i wytwornego jadła, choć deser piękne rączki hrabiny same ułożyły osobno i przysłały z karteczką: Pour mon cher Adam, — choć łakocie były wabiące, nie szło to w smak chłopakowi, przywykłemu do swobody, do wolniejszych ruchów, do młodzieży rówieśniczéj, do życia wiejskiego, którego tak ostre nie ściskają kluby.