Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

195
DOLA I NIEDOLA.

— Tak, samego pana.
— Dobre to panisko, mruknął stróż, ale bardzo go przypłaszczyło i zmizerowało to życie: jak koń woziwody ledwie już nogami włóczy. Jejmości jeszcze nic, bo kobiety zawsze wytrzymalsze. U nas bywało nieraz, że ludzie się grzybów niezdrowych objedli, bo to tam dzieci zbierały, a głupie dziewczęta warzyły: pomarło z nich dużo chłopów, a kobiety tylko się nastękały — żadnéj nic się nie stało.
Mówił to sobie półgłosem, a Adaś ledwie chwytał niektóre słowa, i te nie dobrze rozumiał.
— A masz ty ojca i matkę, czyś sierota? zapytał strkż obracając się ku niemu.
— Mam rodziców, mój kochany... szepnął cicho prawie zawstydzony chłopak.
— O! to tobie ich żal być musi! zawołał Iwan — hę?
Adaś tylko głową pokiwał, zawstydził się własnéj nieczułości, ale stróż to inaczéj zrozumiał.
— Oj! to tu tobie będzie nudno, paniczyku miły... rzekł. Już to darmo, ojca a matki rodzonych nikt nie zastąpi, nikt, ani téj chaty, w któréj się człowiek urodził, ani zagona, który potem polewał; ale człowiekowi nie tak żyć jakby pragnął, ale jak nabieży... ot co!
A po co oni tu ciebie przywieźli, paniczyku? dodał po chwili podnosząc głowę — po co?
— Nie mają dzieci, rzekł chłopak z pewną dumą: więc...
Iwan głową pokiwał smutnie.
— To to ja rozumiem: — odezwał się: — pożyczyli sobie jak lalki. Ot, dla was niewielka łaska: dobre to ich serce, ale szkoda, że to na was padło... Już to kot kiedy się z myszą bawi, nic po tém dla myszy, albo