Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

201
DOLA I NIEDOLA.

strwożyła się, pobladła, i z wolna wyrwała mu ją, bo czuła, że mogłaby omdleć z wrażenia, jakie na niéj czynił pocałunek wychowańca.
— Idź, rzekła, idź... a pamiętaj... jeśliby ojciec przybył, powiesz mu tak jak mówiłeś.
Chwyciła się za głowę... czoło jéj gorzało ogniem, serce biło.
— Pamelo! zawołała: bądź łaskawa poświecić Adasiowi na wschody.
Z podedrzwi, pod któremi pewnie stać musiała, wybiegła powiernica i przeprowadziła chłopaka, który zszedł uspokojony, szczęśliwy, pełen znowu ufności w przyszłość swą jasną.
Hrabina ze złożonemi rękami rzuciła się na sofę, zakrywając twarz. Dwa strumienie łez biegły po niéj.
Nie śmiała z modlitwą obrócić się do Boga, bo o cóż prosiłaby biedna grzesznica? o opiekę nad uczuciem występném, nad szałem nieprzebaczonym?.. A jednak serce jéj chciało się modlić, chciało aż do niebios się podnieść, aby litość ściągnąć na ziemię.
— A! tylko raz być kochaną, być szczęśliwą, mieć jedno serce czyste, niezepsute, przywiązać je do siebie... otoczyć ukochaną istotę staraniem, miłością, poświęceniem, żyć dla niéj tylko... i marzony raj zobaczyć, choć z daleka, i umrzeć u wrót jego ze słodką myślą, żem i ja była kochaną!... Co mi świat? Oni mnie straszą ludźmi? co mi ludzie? Niech mnie pokazują palcami, niech ze mnie szydzą, niech kamienują, niech zabijają; ale ja będę kochana! ja będę kochała, ja kocham! To co się dla mnie zwało miłością, było szyderstwem: to były męczarnie szatańskie... Ta mi za wszystko nagrodzi... A jeśli mi go odbiorą? Nie!