Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.




Pan Krzysztof, jadąc do stolicy, nie miał w niéj nikogo, coby go tu mógł poprowadzić, dopomódz, jedném słowem zaopiekować się wieśniakiem. Nie lubił on kłaniać się i prosić, a miał to poczciwych ludzi wyobrażenie, że dobra sprawa nie potrzebuje wszędzie ani pokłonów, ani produkcyi. Ale po wszystkie czasy i zawsze niewygodna to rzecz spuszczać się na samą dobroć swéj sprawy i na prawa swoje, bo wszędzie drogi są szczelnie strzeżone od napływu natrętów przychodzących z niepokojącemi skargami, i od wszelakiéj gawiedzi, co się ciśnie nie dając panom używać błogiego wczasu.
Niełatwo więc przychodzi i temu, co miasto łaski potrzebuje tylko sprawiedliwości, dostać się do źródła, z którego ona płynie.
O tém albo nie wiedział p. Krzysztof, albo wierzyć nie chciał, silny przekonaniem, że rzeczy w świecie najsłuszniejszéj domagać się miał, że mu jéj odmówić nie było podobna.
Podróż trwała dosyć długo. Samotnemu i zbolałemu człowiekowi myśli jedne a jedne krążyły po skołatanéj głowie, rozbijając się o najrozmaitsze przypuszczenia.
Wielekroć tego każdy na sobie doświadczył, że usi-