Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

205
DOLA I NIEDOLA.

potworze stolicy, dreszcze przechodziły po skórze. Z powieści o niéj, o dworze, o zepsuciu miast wielkich, o wszelkiego rodzaju podstępach, pułapkach i lisich jamach zastawianych tam na prostoduszność wieśniaków, wystawiał sobie stolnikowicz Warszawę jako istną spelunca latrorum.
Widział nawet potrzebę podsycania jeszcze niedowiarstwa swego woźnicy i umocnienia się we własnéj niewierze względem ludzi tamtejszych.
W istocie, prawie cały kraj naówczas, czy to z jakich próbek sądząc, czy instynktowo, jakoś ze złéj bardzo strony wyobrażał sobie stolicę, jako pełną czyhających na kieszeń, spokój, na dobrą wiarę uczciwych ludzi, przywykłych do ufania każdemu. Opowiadano przygody straszliwe, nietylko o mordach nocnych na ustronnych uliczkach, ale o dziwnych kradzieżach po gospodach, o szulerskich zasadzkach, o filuteryach wszelkiego rodzaju, przeciwko którym potrzeba się było mieć nieustannie na baczności.
Biedny Juraś obiecywał sobie za wczasu, że od nikogo kieliszka wódki nie przyjmie, aby w nim szaleju lub śpiączki nie wypił, coby go na dwadzieścia cztery godziny bezprzytomnym uczyniło; przyrzekał, że ze stajni od koni i jegomościnego tłomoka krokiem nie odstąpi, że się z nikim nie wda w nieostrożną rozmowę, i żadnych nie zrobi znajomości męzkich ani niewieścich, choćby się mu najponętniejszemi wydawały.
Ostatnich zwłaszcza, jako bardzo niebezpiecznych, Juraś szczególniéj unikać sobie przyrzekał, gdyż czuł, że mu się im najtrudniéj oprzeć będzie. Cuda mu prawiono o piękności kobiet warszawskich i o ich zdradziectwach; okrutną też miał chętkę własnemi je