zawszy się na swe siedzenie przesiąść woźnicy, by czego z tyłu nie schwycono, i oka nie spuszczać z wózka, wysiadł p. Krzysztof, aby wprzód stajnię i stancyę obejrzeć. W myśli miał, aby sobie tak oboje dobrać, by z izby i na konie, otworzywszy drzwi, zajrzeć było można, jak to w karczmach na wsi bywa; ale wszedłszy tu, znalazł stajnie odosobnione, ludzi w nich jak napchał, stancye na piętrze i całkiem jakiś nowy dla niego porządek. Ledwie wysiadł, miał już przy sobie trzech faktorów, z których każdy targał go w inną stronę i inny mu dom zalecał... Pomyślawszy przykazał Jurasiowi stać nie ruszając się z miejsca, póki sam do niego napowrot nie przyjdzie, i gdyby go ktokolwiek inny wołał, nie słuchać... Poszedł daléj stancyę oglądać.
Było czém cierpliwszemu się znużyć; wreszcie w dosyć porządnym domu, nie „pod Pogonią,“ ale „pod Łabędziem“ znalazłszy jakie takie przytulisko, powrócił po bryczkę, która zatoczyła się w bramę gospody, a Juraś tylko orczyk jeden złamał wjeżdżając, co sobie uważał za dosyć złą wróżbę.
Nie będziemy opisywali pierwszych chwil w mieście, dziwnie ciężkich i smutnych. Nim się nieco rozpatrzył, rozlokował, rozpytał stolnikowicz, zaczęło powoli zmierzchać, a po nocy na żadną naturalnie wyprawę puścić się nie mógł. Biło mu serce myślą, że w tém miejscu, niedaleko może, jest jego ukochane dziecię... do którego radby był jednéj chwili pośpieszyć... Ale jak się do niego dostać?
Sam nie znając miasta, p. Krzysztof musiał zdać się na faktora, którego mu gospodarz jako doskonałego i bardzo uczciwego człowieka nastręczył. Na wyborze jego leżało w istocie wszystko, była to rzecz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.
208
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.