Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

209
DOLA I NIEDOLA.

wielkiéj wagi: dla tego ten, co tu przywiódł stolnikowicza, niepozorny młokos, wziąwszy złotówkę, zaraz został oddalony. Gospodarz z „pod Łabędzia“ przyprowadził mu męża zaufania, poważnego, ubranego z niemiecka jegomości, któremu w istocie roztropność z oczu patrzała.
Ten nowy pomocnik, już niemłody, suchy, zamyślony, małomówny, z wielkim sygnetem na palcu, w kapeluszu okrągłym, w surducie długim, z trzciną o gałce słoniowéj w ręku, miał minę bywalca wytrawnego, i gospodarz zań ręczył, że do najdelikatniejszych posług jest zdatny.
Wszedłszy i skłoniwszy się, stanął u drzwi, bacznie popatrzał na klienta swego, który zadumany, chodził po izbie, i stał oczekując na rozkazy.
— Ja tu nikogo nie znam, odezwał się p. Krzysztof; mam trochę interesu, potrzebuję informacyi... Prosiłbym waćpana... jak się acan nazywasz?
— Dawid Szuba, do usług JW. Pana — rzekł faktor kłaniając się...
— Prosiłbym acana najprzód o niektóre objaśnienia...
— Mogę służyć — zabierając głos, odparł dosyć czystą polszczyzną Szuba. — Chociaż tu pracuję na uboczu, bo to nie jest środek miasta, gdzie się największe interesa robią, ale miałem i mam z wielkiém państwem do czynienia. Mnie tu dobrze wszyscy znają; proszę zapytać o Szubę, nikt pewnie złego słowa nie powie. Na uczciwość... nie gonię za wielkiemi zarobkami, ale one czasem same przychodzą; a wiem, że jak dobrze się zasłużę, polski pan dobrze płaci...
Argument ad hominem, trochę wzruszył szlachcica.
— Nie jestem ja wielkim panem, odpowiedział, —