Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

212
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nego rodzaju lekarzem, musiał wiedzieć chorobę, na którą miał radzić: dla niego nie mogło być tajemnic.
— Rzecz prosta, rzekł stolnikowicz: ja się zowię O......
— Nu! to tak jak kasztelan?
— Tak samo, alem ubogi...
— Co to jest ubogi? przerwał Szuba: kto ma takie imię, to dziś może nie mieć nic, a jutro będzie milionowym panem... Czego JWPanu życzę — dodał kłaniając się.
— O to mi wcale nie chodzi, rzekł wzdychając pan Krzysztof.
— Ale cóż to się stało z pańskim synem? spytał Dawid.
— Syn mój był w szkołach, chłopak wyrostek, zobaczyli go jadąc kasztelaństwo, spytali kto jest, a że się im widać podobał, z fantazyą magnacką zabrali go sobie, nie pytając mnie wcale...
— No! jak to? to chyba pan im przyjechał podziękować? zawołał Szuba.
— Ja dziękować! rzekł pan Krzysztof; mówię ci, żem przybył go im odebrać.
Żyd stanął mocno zdziwiony znowu, potrząsając głową niedowierzająco.
— Słuchaj, mosanie Szuba, odparł powoli stolnikowicz: masz waćpan dzieci?
— Dwóch synów, rzekł Dawid, nie urzekając.
— Gdybym ja ci jednego wziął? dałbyś mi go?
— A! proszę pana, to jest co innego, my mamy swój zakon, zawołał Szuba; onby w chrześciańskim domu mógł się go wyrzec i zapomnieć.
— No! to widzisz acan, odparł p. Krzysztof: i my też uboga szlachta mamy swój zakon, którego nie