Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

216
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Odźwierny jest gaduła, a lubi piwo; jego musiałam najprzód za język pociągnąć, żeby wiedzieć jak z innymi gadać... No! co to długo męczyć JPana? Tam już pańskiego syna nie ma.
Stolnikowicz cofnął się przerażony, załamał ręce, i krzyknął głosem straszliwym:
— Co się z nim stało? Nie ma? cóż z nim zrobili? Kłamią złodzieje!!
Szuba potrząsł głową, widząc gniew stolnikowicza.
— Był syn pański, to prawda, przywieźli go tu jak w bawełnie delikatnie, pieszcząc gdyby własne dziecię... ale zaraz mu dodali Francuza guwernera, i wyprawili go do Paryża.
— Jakto może być? kiedyż?
— A! dzisiaj rano!
— Dziś rano! krzyknął p. Krzysztof, jakby się gonić zabierał, — to jeszcze go napędzić i odebrać im można...
— Co pan myśli? On pocztą pojechał, a jutro będzie za granicą! Jeżeli oni chcieli go od jegomości odsunąć, nie ma co gadać: dobrali dobrze sposobów! Albo kto wie jaką powieźli drogą!
Pan Krzysztof stał zmartwiały, z rękami ściśniętemi, łzy mu płynęły z oczu; Żydowi aż się go żal zrobiło, i spochmurniał.
— O! o! co to tak bardzo strasznego — dodał, — jak się chłopiec trochę przetrzęsie? Jeżeli oni powinni będą panu oddać, przywiozą go i z Paryża!
Stolnikowicz nie odpowiedział: przybity, zrozpaczony, zwiesił głowę na piersi; słowa mu się przez wargi drżące nie mogły przecisnąć; bełkotał niewyraźnie sam do siebie:
— Do Paryża! powieźli go do Paryża!